poniedziałek, 23 lipca 2012

Rozdział drugi.


Obietnica:

Wojna;  to ona niszczy wszystko, co budujemy. Niszczy miłość i wszystkie szlachetne relacje. Bronimy przed nią ludzi, ale sami płoniemy przez wojnę. Nasza trwa dłużej niż trwa wszechświat. Urodziliśmy się, czy zostaliśmy stworzeni, w jej sercu. To jedyna skaza na ciele nowo-narodzonego*. Co stało się jej początkiem? Grzech, który anioły nazywają iskrą – zazdrość. W końcu to przez nią płoniemy. Tak bardzo boli, kiedy coś przez nią tracimy. Ludzie tez doznali tej pożogi. Doznają jej codziennie. Nienawiść, którą rozpala iskra zazdrości noszą codziennie w sercu. Kiedy ona zaczyna płonąć, my,  którzy towarzyszymy im od zawsze, płoniemy razem z nimi. To my, a przynajmniej część z nas zgotowała im ten los, więc staramy się to naprawić żyjąc z ich duszami. Zawsze wśród nas żyje ktoś, , kto czuje, że jego życie musi być inne, a właściwie odbiegać od wszystkiego. Wszystkiego co dobre. Zostali oni nazwanymi „nieczystymi”*, ale w końcu ich dusze były takie jak nasze, a może od początku byli inni? Tego nie wie nikt. Wiem tylko, że garstka tych buntowników zebrała się chcąc chcą uzyskać swój, wspólny cel – zniszczyć ludzkość ich własnymi rękami, lub wprowadzić ich na swoją ścieżkę, by zniszczyć nas. Dlaczego? Tu też winna jest iskra. Jeżeli dla twojego stwórcy twój cel jest z góry określony, a ciebie on nie satysfakcjonuje, to jasne, że szukasz własnej drogi. Tak właśnie zrobił mój brat. Zanim odszedł powiedział coś, co boli mnie do teraz. – „Myślisz, że coś dla niego znaczysz?”- Wykrzyczał mi w twarz.- „Pewnie wiedział od początku, co wybiorę, więc dlatego czułem to jego rozczarowanie, kiedy na mnie patrzył. Nigdy nie mogłem ci dorównać w jego oczach bracie.”- Nie mogłem go zatrzymać. Przeklinałem dar własnej woli – dlaczego nasz stwórca nie zrobił nic, by go zatrzymać?  Zwątpiłem i poczułem ten wzrok o którym mówił mój brat, na sobie. Zrozumiałem wtedy, że to moje poczucie winy, to przez to czułem, że zostałem skarcony przez stwórce, a tak naprawdę sam czułem, że to ja go zawiodłem. Czy to samo czuł mój brat? Musiał, skoro odszedł. Teraz wiem, że moim przeznaczeniem jest zakończyć wojnę i odzyskać mojego upadłego brata- Zayn‘a.

~*^*~

Harry usiadł obok swojego podopiecznego* w jego aucie. Spojrzał nie pewnie na Lou, który z westchnieniem położył dłonie na kierownicy. Chłopak złożył usta w dzióbek i cicho zagwizdał. Kątem oka zerknął na drzwi do domu swojego przyjaciela, po czym na jego twarzy pojawił się smutek.
-Tylko jedź ostrożnie... nie tak, jak wtedy gdy uczyłeś się jeździć. Nie chce przez ciebie zginąć!- Zaśmiał się Harry, jednak po chwili na jego twarzy pojawił się grymas. Po kilkunastu latach żarty z osób, które ciebie nie słyszą przestały być śmieszne. Szatyn rozsiadł się wygodnie na skórzany siedzeniu. Spojrzał ze smutkiem na Lou. Chłopak przekręcił kluczyki w stacyjce i po chwili samochód odpalił. Harry utknął wzrokiem w jego żywych, zielonych oczach, zjechał w dół po różowych policzkach zatrzymując się na pełnych ustach, które drżały lekko. „Odkąd wyjechał od swojej rodziny jest całkiem inny.”- Hazza obrócił wzrok wgapiając się w szybę samochodu. Krople deszczu spływały pojedynczo, ale kiedy zetknęły się razem, stawały się jednością. Chłopak delikatnie błądził palcami po powierzchni szyby. Czarna postać przemknęła obok. Samochód gwałtownie się zatrzymał. Harry nerwowo spojrzał naprzeciw. Sznur aut wił się przez całą ulicę. Louis westchnął poirytowany. Zielonooki rozglądał się niepewnie. Narastający w nim niepokój udzielił się również Lou. Chłopak też nerwowo rozglądał się wokoło. Harry westchnął z ulgą.  Skierował swój wzrok na smukłą czarną postać po drugiej stronie ulicy.
-Zayn...- Szepnął sam do siebie, po czym pospiesznie wybiegł z auta. Z nieba bezlitośnie padały krople wielkości ziaren grochu. Harry podbiegł do mężczyzny stojącego w deszczu.
-Zayn! Co ty tu do cholery robisz?!- Warknął Harry. Stojący naprzeciw niego wysoki, czarnowłosy mężczyzna uśmiechnął się nonszalancko.
-Braciszku!- Podszedł z rozwartymi ramionami chichocząc pod nosem. – Widzę, że nieźle się trzymasz.- Zayn uścisnął Harry‘ego. Chłopak odpowiedział uśmiechem pełnym niechęci.
-Wiesz, że możesz wrócić . Nie jest za późno. On wybaczy ci zawsze...- Szepnął bratu do ucha. Zayn uwolnił się z uścisku.
-Nie będę jego popychadłem! Nie wrócę! Jestem szczęśliwy!- Zaśmiał się przerażająco. – Ja nie jestem dobry. Nie jestem tobą... Zayn którego pamiętasz... nigdy nie istniał.- Brunet przyglądał się bratu ze smutkiem. Harry przeczesał ręką swoją gęstą burze loków.
-Przepraszam...- Szepnął Zayn, po czym zniknął w czarnym dymie. Szatyn opuścił głowę ze smutkiem. Czuł się przegrany. Bezwładnie opuścił ręce. „Przepraszam...”- Po głowie chodził mu ciepły szept brata. „Za co? Co tu robił?”- Zapytał sam siebie. Poczuł ciepły dreszcz.
-Louis!- Anioł z przerażeniem zauważył, że sznur aut zniknął, a w tym też auto Louisa. Deszcz stawał się coraz bardziej natarczywy, a groźne błyskawice uderzały wokoło. Harry niemal natychmiast pojawił się u boku Louisa. Usłyszał uderzenie błyskawicy. Z przerażenia poczuł jak serce wyskakuje mu z piersi. Auto przed nimi wpadło w poślizg. Louis patrzył na całą sytuacje z przerażeniem. Chłopak zaklął pod nosem. Złapał gwałtownie powietrze zauważając, że samochód zjechał na ich pas. Harry z przerażeniem w oczach wybiegł na przód pojazdu. Zatrzymał auta na tyle, by auto z naprzeciwka nie zmiarzdżyło Louis‘a. Harry podbiegł do chłopaka oddychając szybko. Zmaterializował się przed autem i nerwowo szarpnął drzwiczki.
-To nie twój czas...- Szepnął do ucha szatyna wyciągając go z prawie doszczętnie zniszczonego auta. Louis po chwili otworzył oczy i spojrzał na Harry‘ego, który znieruchomiał patrząc prosto w zielone oczy szatyna. Zawsze marzył o tym, by osoba, którą opiekuje się od urodzenia, chodź raz go zobaczyła.
-Spotkamy się jeszcze...- Szepnął całując go czule w czoło. Louis zamknął oczy kładąc głowę na kolanach Harry`ego.

~*^*~

Chłopak wszedł do dużego niekończącego się pokoju. Białe ściany nie miały końca. Jasne błyszczące światło mrugało radośnie przy końcu  pokoju. Jak bardzo do niego podchodzisz, zawsze jest tak samo daleko, a jednocześnie tak samo blisko. Światło błyszczało z wielkiej, perłowej rozety, do której prowadziły ogromne szklane schody. Pomieszczenie to znajdowało się w Białej fortecy.*
-Wiesz, dlaczego tu jesteś? Prawda?- Harry podniósł głowę z pokorą. Był przygotowany na karę, za ukazanie się śmiertelnikowi wczorajszego wieczoru.
-Tak! Chodzi o wypadek mojego podopiecznego, ale ja naprawdę...- Zaczął zdenerwowany chłopak.
-Tak. Wiem. To nie był jego czas. Jego przeznaczeniem było żyć dalej, Louis musiał zostać uratowany. Dobrze się spisałeś. – Harry uśmiechnął się promiennie. –Ale to nie koniec. Wypadek twojego wychowanka, to sprawka nieczystych. Wiesz, że twój brat z nimi współpracuje?- Harry skinął smutno głową.
-On nie jest zły. On...- Zaczął niepewnie chłopak, czując że łzy napływają mu do oczu.
-Wiem dziecko. – Przerwał mu głęboki głos. – Ale nie po to cię tu wezwałem. Chodzi o to, że oni będą chcieli w dalszym toku tej sytuacji wykorzystać więź między tobą, a twoim bratem.
-W dalszym toku tej sytuacji?- Harry zapytał niepewnie.
-Harry... – Głos zabrzmiał teraz ciepło.- Nadszedł ten czas.- Szatyn nerwowo krążył po pomieszczeniu. Przeczesał ręką gęstą burze loków.
-Jak to?- Łapał łapczywie powietrze. – Lou? To nie możliwe... to nie może być on!- Hazza uklęknął na szklanych schodach przed stwórcą. – Z całym szacunkiem... ten człowiek...
-Drogie dziecko! Wiesz jeszcze tak mało. Dlaczego nie widzisz w nim blasku, który ja widzę?- Harry przygryzł dolną wargę.  „Ten człowiek? To niemożliwe...”- Pomyślał opuszczając głowę.
-Tłumaczyłem ci Harry...Nie ma rzeczy niemożliwych. Sam jesteś tego dowodem. Zmieniłeś drogę, teraz możesz to zakończyć.

~*^*~

-Rozkaz? – Rima patrzyła na chłopaka z niedowierzaniem.
-Potrzebuje dostępu do ksiąg z tamtego tysiąclecia i do raportów dotyczących  nieczystych.- Harry oparł się o blat stołu. – Wiem, że możesz to dla mnie zrobić. – Uśmiechnął się promiennie.
-Osz ty! Uroczy jak anioł, ale przebiegły jak diabeł.- Nastolatka uśmiechnęła się.- No trudno... Poczekaj kilka minut. – Dziewczyna opuściła bezwładnie ręce i z niechęcią weszła do pokoju obok. Harry podszedł z ciekawością do regałów biblioteki Fortecy.  Przeglądał stare księgi na poszczególnych półkach. „Wampiry”- wyszeptał wyraz napisany nad jednym z regałów. Wyciągnął pierwszą księgę. Stara obita skórą, ciężka księga cuchniała kurzem i krwią. Harry otworzył ją niepewnie. Pod każdym z raportów widniał inicjał napisany krwią. Raporty były spisany dwieściepiędziesiątosiem lat temu, kiedy nieczyści stworzyli z ludzi potwory, które miały być ich armią. Harry poczuł, jak zapach krwi ze starych kartek zaczyna przyprawiać go o mdłości. Jako anioł, był bardziej wrażliwy na niektóre zapachy i dźwięki. Z pogardą odłożył starą księgę. Podbiegł do kolejnego regału, z radością dziecka, które biega po sklepie z zabawkami.  „Wyrocznie”- wydukał cicho. Kapłani i kapłanki oświecone przed narodzinami. Harry wyciągnął stary zwinięty rulon. Była to lista nazwisk „oświeconych” z XV w. Chłopak zmarszczył czoło czytając nieznane mu nazwiska. Delikatnie odłożył kruchy papier na miejsce. Znowu z dziecięcą radością podbiegł do przeciwległej półki. „Żywiołaki”- przeczytał napis widniejący na drewnianej tabliczce. Księgę, która wyciągnął najpierw rozpoznał od razu. Była to księga nauk żywiołaków, czyli ludzi, którzy zyskali moc żywiołów. W tym pokoleniu są tylko trzy takie osoby. Azjata, anglik i dziewczyna z środkowej Europy. Geny żywiołaków wygasając coraz szybciej. Sto lat temu było ich przynajmniej czterdziestu. Geny zamierają, gdy żywiołaki nie łączą się w pary. Hazza odłożył starą księgę. Jednak wiedział, że najtajniejsze zapiski każdej z ras nie leżały w bezpiecznej bibliotece Fortecy, tylko z niezrozumiałych przyczyn, zostały ukryte, przez poszczególne ludzkie klasztory. Szczególnie ukrywane są zapiski o demonach, wampirach, zmiennokształtnych, cieniach no i oczywiście nieczystych. – W końcu lista upadłych, jest najściślej strzeżoną tajemnicą. Jeśli zostanie zniszczona, nieczyści będą mieć dostęp do praw aniołów, jednym z nich będzie dostęp do ludzkich dusz, na czym im tak zależy.
-Oj kochany! Nie grzeb w tych papierzyskach, tylko mi pomóż!- Powiedziała Rima wychodząc z pokoju z rekami pełnymi ksiąg i głosem pełnym wyrzutów. – Dżentelmen od siedmiu boleści.- Wyszeptała kładąc księgi z ulgą na biurku. – Po co ci to właściwie?- Zapytała odzyskując oddech. Harry niemal natychmiast rzucił się na stertę papierów. Zaczął nerwowo wertować kartki.
-Ej! Ostrożnie! To ma więcej lat niż i to!- Rima zmarszczyła gniewnie czoło.
-No to od ciebie na pewno też...- Westchnął Hazza. Zdenerwowany położył książkę na biurku. – Tu wszystko jest zaszyfrowane. Po co mi takie informacje?
-A czego szukasz?- Zapytała łagodnie.
-Legendy o portalu...- Wyszeptał cicho nachylając się nad młodą anielicą.
-Z tego co wiem, nie są one tajne, ale też nie będą w raportach. Czy ty w ogóle myślisz? Tu na pewno tego nie znajdziesz. – Niska blondynka wbiegła między regały. – A ja tyle się tego naszukałam!- Hazza znów oparł się o blat biurka, tym razem  z wyraźnym grymasem na twarzy.
-Przecież wiesz, że nie znam się na tych papierach!- Wyrzucił w swojej obronie.
-Trzeba było mnie zapytać!- Rima podeszła do biurka z dumą niosąc dwie małe księgi i jeden rulon papieru. *
-Nie... Bo papla z ciebie.- Uśmiechnął się radośnie, ale Rima rzuciła mu tylko gniewne spojrzenie.
-A ty jesteś szczery do bólu! To na pewno tez jakieś grzech...- Obróciła się z zadąsaną miną. Harry przytulił ją delikatnie.
-Dziękuje Rima...- Szepnął cicho. Zabrał szybko papiery i podbiegł do wyjścia.
-Oddam za chwilę!- Krzyknął przy drzwiach, po czym wyszedł.
-Tego nie wolno...- Krzyknęła z nim Rima.- wynosić. – Dokończyła, kiedy chłopak był już za drzwiami.


WAŻNE + WYJAŚNIENIA:
-„nowo-narodzony”- anioł, który nie miał jeszcze swojego podopiecznego i rozpoczyna szkolenie.
-„nieczyści”- inaczej: upadli, diabły. Anioły, które sprzeciwiły się stwórcy.
-podopieczny- każdy z aniołów dostaje człowieka, którego musi chronić, aż do jego śmierci. Kiedy jego podopieczny umiera, nowo narodzeni mogą opuścić Białą Fortecę.
-Biała Forteca.- Budynek, niewidoczny ludzkim oczom, w którym żyją anioły opiekujące się podopiecznymi, czyli anioły niepełnoletnie. Te które zakończą swoją opiekę nad podopiecznym mogą służyć stwórcy w niebie.
-Księgi:
Księga wyroczni Tsu: fragment
„611 dnia ukazała mi się pani w szkarłatnej sukni. Wyrocznia Tsu, niewidoma piękna kobieta, z kraju kwitnącej wiśni, która dokonała swojego żywota trzydzieści lat temu. Jej uśmiech był równie ciepły, jak za życia. Usiadłszy naprzeciw mnie wyszeptała piekielną klątwe. Wyznała mi, że demony nocy zaatakują ludzkość i nic ich nie powstrzyma, jeśli zabiją słoneczne dziecko. Tylko ono może zamknąć portal, oddając swojego żywota. Podała mi również datę mojego zgonu.”

Raport- 14 kwietnia 1821 r.
Zmarł jeden ze strażników. Silver. Ten który został nazwany szalonym, po tym jak wygłosił rzekomą przepowiednie. Zgodnie z jej treścią zmarł dwadzieścia dwa lata, po ukazaniu mi się wyroczni Tsu. Jego historia jest ściśle poparta dowodami, więc zostaje zaliczona do realnych dokumentów.
Pamiętniki oświeconych: fragment:
Słoneczne dziecko wyłonione z cienia 11 wiosny od ostatniego anielskiego zachodu słońca i śmierci wojownika Anestusa, wypełni koniec odwiecznej wojny, zatrzyma pożogę, która trawi ludzką rasę, a nowo-narodzeni powrócą do ogrodów ojca.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam za lekkie opóźnienie z 2`gim rozdziałem xD Wkrótce na naszym blogu pojawi się kolejny rozdział napisany przez Tinę xD

Izzy :* ( Kisss dla wszystkich fanów 1D i Kpop ^^ ) xD 



piątek, 6 lipca 2012

Rozdział pierwszy.


  • - Musisz już iśc? - zapytał blondyn dopijając resztki zimnej już herbaty. - Jest straszna wichura, nic się nie stanie jeśli zatrzymasz się u mnie trochę dłużej – dodał po chwili patrząc jak jasne błyskawice rozświetlają ciemne niebo, w dodaktu mocny, porywisty wiatr potrząsał koronami drzew tak, jakby miał je zaraz urwac a krople deszczu nieustannie uderzały o okna i dachówkę, wydając przy tym nieprzyjemny hałas.
    - Niall, wiesz że z chęcią bym został, ale dzisiaj naprawdę się spieszę. Muszę odebrać Charlotte z lotniska. Dziwie się że udało im się w ogóle teraz bezpiecznie wylądować – westchnął. - To tylko burza, nic mi nie będzie. Nie pierwszy raz pojadę na taką pogodę samochodem - uśmiechnął się delikatnie po czym wstał z wygodnego, ciemnego fotela i podszedł do wieszaka na kurtki stojącego tuż przy wejściu by następnie zdjąć z niego szary płaszcz i zarzucić na swoje dobrze zbudowane ciało.
    - Napewno? - w odpowiedzi chłopak kiwną głową. - Przynajmniej uważaj na siebie – dodał pospiesznie, kiedy jego przyjaciel opuszczał progi domu. Louis przebiegł do samochodu i zasiadł na miejscu kierowcy. Przetarł o siebie zimne dłonie po czym włożył kluczyk do stacyjki i uruchomił pojazd.

    Droga do jego domu wcale nie była długa. Może dziesięć minut samochodem przy wielkim szczęściu, kiedy drogi były przejezdne, bez żadnych kilometrowych korków. Wtedy szatyn wybierał raczej półtorej godzinny spacer, ale nie dziś, wiedział że będzie padać, a poza tym obiecał Charlottcie, że odbierze ją kiedy tylko wyląduje.
Kiedy był już w połowie drogi wykrzywił swoje usta w grymasie. Samochody ciągnęły się w nieskończoność, nawet nie widział początku. Zgasił samochód i rozłożył się wygodnie w fotelu czekając, aż w końcu wielki sznur samochodów ruszy.
I myślał że mu się zdawało, kiedy coś białego mignęło przez ułamek sekundy przed przednią szybą. Przetarł oczy. Był zmęczony, ostatnio mało spał. Próbował pogodzić szkołę, naukę poza nią, dorywczą pracę, która pozwoliła mu jakoś przetrwać i chciał znaleźć też czas pomiędzy tym wszystkim dla Nialla, swojego najlepszego, niezastąpionego, jedynego w swoim rodzaju przyjaciela, który zawsze służył mu pomocą.
Louis od skończenia osiemnastego roku życia mieszkał sam. Wyprowadził się od rodziny, przez to, że nie akceptowali go. Nie rozumieli jego natury, a przede wszystkim nie chcieli, nie chcieli jego. Czuł się zbędny, niepotrzebny...
I wreszcie znalazł spokój, w tym mieście, czuł się w końcu dobrze, choć czasem brakowało mu jego sióstr, matki, a nawet ojca, który zawsze znajdował jakieś 'ale' i traktował syna niczym przedmiot. Nie podobało mu się, że Louis jest homoseksualny, wręcz był zdolny go pobić kiedy tylko o tym się dowiedział. Z czasem przywykł do tego, ale tamten rok był najgorszym w całym życiu szatyna. Wiedział, że jego ojciec nie chce go znać, nie chce nawet myśleć, że jego syn jest gejem, że ktokolwiek kiedykolwiek mógłby się o tym dowiedzieć, a jego rodzina w końcu mogłaby zostać wyśmiana.
Na wspomnienia o tym Louis spochmurniał jeszcze bardziej. Nie lubił powracać do przeszłości. Przecież teraz było mu dobrze, nie chciał tego psuć.
Otworzył powoli oczy i rozejrzał się po samochodzie, w którym nikogo nie było, prócz niego. Przywykł do samotności.
Deszcz wzmocnił się na tyle, że całkowicie uniemożliwiał widoczność. Louis wychylił głowę przez rozsunięte, bocznie okno. W końcu samochody zaczęły ruszać.
Chłopak ponownie zapalił auto i ruszył. Kiedy udało mu się przejechać, na drugi pas, który był mniej zatłoczony nacisnął pedał gazu, by nabrać prędkości.
I nie czekał długo. Po chwili samochód jechał zdecydowanie szybciej, jednak uderzające krople deszczu o szybę strasznie utrudniały prowadzenie. Nawet wycieraczki niewiele pomagały. Ponadto burza zagłuszała silny wiatr i radio, które akurat było włączone na jakiejś stacji, na której leciały stare, dobre rockowe piosenki.
I nagle jeden, wielki piorun rozjaśnił drogę, uderzając w drzewo rosnące tuż przy asfalcie. Nie trzeba było czekać długo by w końcu stanęło w płomieniach, a ostateczności wystające, długie i grube gałęzie spadły przed samochód jadący z naprzeciwka. Widać że kierowca próbował zapanować nad sytuacją, ale pogoda wcale mu tego nie ułatwiała. I nie udało mu się. Wjechał na jedną z płonących gałęzi przez co pojazd stracił wcześniejszy kierunek i zboczył na sąsiedni pas z wielką prędkością.
Louis wcale się tego nie spodziewał, co gorsza nie mógł nawet tego zobaczyć, przez deszcz. I po chwili poczuł lekkie szarpnięcie, wielki huk, który w pewnym momencie był niedoniesienia. Pomieszane krzyki innych ludzi, uderzenia, wiatru i wciąż szalejącej burzy.
Ale nie poczuł nic więcej. Może chwilkę później ciepło oplatające jego drżące ciało. Poczuł się tak bezpiecznie, jak nigdy wcześniej. Ale mimo wszystko bał się uchylić powieki, bał się tego co może zobaczyć.
Delikatne dłonie lekko zacisnęły się na jego torsie, a chwile później wiatr dmuchnął mu w twarz roztrzepując jego fryzurę. Ale deszcz nie docierał do niego.
Po kilku sekundach od zderzenia poczuł że staje na mokrej ziemi i wtedy odważył się otworzyć oczy. I jakże był zdziwiony, jak koło niego stał chłopak. Nie co wyższy, dobrze zbudowany o intensywnie zielonych, przenikliwych oczach otoczonych wianuszkiem, czarnych, długich rzęs, oraz dużych, malinowych, kuszących wargach i burzy loków na głowie, które zgrabnie oplatały jego smukłą twarz. Był blady, zdawało się, że był z porcelany, taki kruchy, delikatny, w dodatku, jego białe ubranie nadawało jego skórze jeszcze jaśniejszy odcień. Uśmiechnął się delikatnie, przez co wyglądał tak niewinnie, w dodatku na jego policzkach wkradły się dwa słodkie dołeczki. I Louis musiał przyznać, że nigdy w swoim życiu, nie spotkał nikogo piękniejszego i czarującego od niego.
Ale nie zdążył nawet otworzyć ust, po poczuł jak robi mu się słabo. Przetarł oczy i w tamtym momencie usłyszał coś na kształt Jeszcze się spotkamy. Głos był delikatny, nie co ochrypły, ale nie mógł go zapomnieć. I kiedy na nowo, po zaledwie kilku sekundach spojrzał w miejsce za sobą nie ujrzał niczego prócz mocno zielonej, ciemnej trawy i kontrastujących z nią kilku białych piórek, które wzięły się znikąd.
Rozejrzał się dookoła, ale nie ujrzał nikogo obok siebie, za to wzrok w bił w drogę. Ludzie dalej panikowali, jak mogli uciekali ze swoich samochodów, ale wiele z nich nie przeżyło. Jego samochód był gdzieś w środku, cały zniszczony, zgnieciony.
Nawet nie wyobrażał sobie, jakim cudem dostał się w to miejsce. Czy to przez tego chłopaka? Nie mógł być niczego pewny. I w tamtym momencie już nie czuł nic poza kroplami deszczu spływającymi po jego twarzy.

~***~ 

Miałam nadzieję, że wyjdzie dłuższy, ale miałam opisac tylko wypadek, więc co się dziwic, że wyszedł tak naprawdę króciutki. Ale Iza ma rozwijac plan, także rozdziały będą dłuższe :3 

xoxo Tina : *

środa, 4 lipca 2012

Prolog

- Nie martw się, nic mi nie będzie - szepnął cicho, jakby bał się że chłopak będący naprzeciwko niego się rozpadnie. - Ale pamiętaj o mnie.
Harry odpowiedział uśmiechem pełnym niechęci.
Louis wiedział, że mogą się już nigdy nie spotkać, ale nie mógł zrozumieć co bardziej bolało. To, że w każdej chwili może umrzeć, czy to, że chłopak nawet nie próbował go zatrzymać.
Obrócił się tracąc nadzieję na jakiekolwiek zmiany, na to, że w końcu stanie się dla niego ważniejszy niż misja. 
Mimo przepowiedni portal nie wyglądał obiecująco, wręcz przeciwnie. Wielki kłąb wiecznie rozpraszającego się, ciemnego dymu wydawał się nie mieć końca.
Już dawno zrozumiał, że umrze, ale nie pożegnał się z Harrym, który wyglądał na obojętnego. Nie było mu żal? Przecież te wszystkie chwile razem spędzone... Nie sądził, że on potrafi tak szybko o nich zapomnieć.
Każdy krok bliżej wielkiej, czarnej dziury po wyschniętej i kruchej ziemi, z której tylko gdzie nigdzie wystawały pojedyncze źdźbła trawy powodował, że Louis pragnął uciec, później paść w ramiona Harrego i krzyknąć że nie da rady, że wycofuje się.  Jednak mimo nóg pchało mnie do przodu również coś jeszcze, ich ostatnia, wczorajsza rozmowa.
Kłucie w sercu  nie ustąpiło, a co gorzej nasiliło się, kiedy powiedział, że to zadanie jest dla niego najważniejsze. 
Louis nie mógł się łudzić, że Harry go zatrzyma, że kiedykolwiek będzie chciał to zrobić...

~***~ 

Heey, tu Tina : 3 Prolog w prawdzie napisała Izzy, już dawno. Ja go tylko nie co przerobiłam i dodałam kilka zdań od siebie. Rozdział pierwszy doda Iza, kiedy tylko ktoś zacznie czytać bloga. Mi zostaje rozdział drugi :3

zapraszam na mój drugi blog z opowiadaniem boy x boy: Tina-kawaii.blogspot.com

Bohaterowie

 Dobry anioł.
 Śmiertelnik, człowiek.
Upadły anioł, anioł śmierci.
Dobry anioł.
Śmiertelnik.